środa, 19 listopada 2014

Zacisze: kotlet + ziemniaki + surówka

          Kotlet, ziemniaki i surówka. Jestem wielkim fanem tego zestawu. O ile wiem z czego dokładnie się on składa. Albo kto je robi. Na mieście staram się go unikać bo i kotlet i surówka są w tym wypadku pojęciami dosyć względnymi. Dzisiaj padło na ten zestaw całkowicie przez przypadek, bo idąc do knajpki nie miałem bladego pojęcia co ona serwuje. Po prostu znajduje się blisko mojego domu, a gwiazdą dnia dzisiejszego był właśnie ten zestaw. Lokal nazywa się 'Zacisze' i znajduje się przy ul. Żwirki i Wigury 29, vis a vis Pałacu młodzieży. Z młodzieżą ma mało wspólnego gdyż został urządzony w iście babcinym stylu - kominek, sporo drewna, śląskie motywy na ścianach, a i panie ekspedientki podejrzewam, że posiadają wnuki. Godziny otwarcie również dosyć babcine - nie zjesz po 18, za to lokal zaprasza już od 6 rano.
          Menu nie uświadczyłem. Ani w formie karty, ani na ścianie, ani nigdzie. Wszystko z głowy. No dobra. Biorę zestaw dnia (ponoć codziennie inny): kotlet + ziemniaki + surówka. 10zł. Przesympatyczna Pani gwarantuje mnie o jego świeżości i zostaje mi czekać. W międzyczasie słyszę ubijanie kotleta w kuchni - dobry znak, podśpiewywanie Paniuni która mnie obsługiwała - całkiem urocze, 'iść w stronę słońca' z głośników - przemilczę. Mija dokładnie 16 minut ze stoperem w ręku zanim dostaję swoje żarło. Całkiem fair jak na kotleta i ziemniaki. Moim oczom ukazuje się potężny kotlet, ziemniory i … kapusta kiszona. Hmm. Widzę lekką nieścisłość pomiędzy 'surówką' a kiszoną kapustą. Nie lubię jej to primo, a secundo no nie jest to najseksowniejsze jedzenie do sesji zdjęciowej. Nie jestem jednak z tych którzy wybrzydzają i nie będę się kłócił o taką pierdołę. Kapucha idzie na pierwszy ogień, na skosztowanie. Pyszna. Była po prostu pyszna. Najlepsza jaką w życiu jadłem. Nie była ani trochę kwaśna, a wręcz przeciwnie, nawet lekko słodka. Dało się w niej wyczuć również czosnek i koperek. No niestety jak to ów kapusta ma w zwyczaju, zalała sobą sporą część talerza również tę pod kotletem i ziemniakami. Drobiazg do przeżycia. Ziemniory poprawne. Dobrze ugotowane, z koperkiem i spoko smakiem. No i na koniec gwiazda. Największy kotlet wieprzowy jaki w życiu widziałem. Był ogromny. Tak duży, że nie mieścił się na talerzu więc został mi podany na części ziemniaków i kapuchy. Nie był to najgrubszy kotlet świata, ale daleko było mu do papieru. Porządna nasiąknięta tłuszczem paniera z bułki tartej z ziarnami sezamu. Piętnastoma ziarnami. Nie zrozumiałem tego trochę. Fajny pomysł, ale jakby przerwany w połowie realizacji. No szkoda, bo sezam akurat lubię. Mięso w kotlecie bez skazy. Miękkie i soczyste. Jak u babci.
          Całe danie odebrałem bardzo dobrze. Najadłem się obrzydliwie mocno. Jedynym mankamentem była 'surówka' która okazała się kiszoną kapustą oraz fakt, że rozlała się po sporej powierzchni talerza. Szkoda również, ze sezamu nie było więcej bo jak go zobaczyłem to mi od razu przyszedł na niego smak. Zdaje się, że lokal jest prowadzony przez parę śląskich kucharek które zdecydowanie mają pojęcie o jedzeniu i tylko na tym się skupiają. Jeśli wrzucasz na instagram każde żarcie które jesz to odradzam wizyty w Zaciszu, ale jeśli chcesz naprawdę dobrze pojeść to polecam wycieczkę na Żwirki i Wigury 29. Ja zawitam tam jeszcze raz na bank. Leci mocna piona dla Zacisza.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz