Od ostatnich 2 lat, Polskę zalewa fala małych bistro, formatu 4zł/8zł, otwartych 24/7. Nic dziwnego, że pomysł się przyjął. Można tam tanio zjeść, wypić, zagryźć. Owe lokale są również idealne na 'bifor' i 'after'. Dziwić może jedynie brak kreatywności przy wystroju, motywie, wedle których lokal został zaaranżowany. Tutaj do wyboru są 2. Wystrój wzorowanych na lokalach istniejących za czasów PRL, bądź lata 20. ubiegłego wieku. W Katowicach, przez długi okres czasu, działał jedynie jeden taki lokal, którego nikomu nie trzeba przedstawiać - Lorneta z Meduzą. Miejsce już absolutnie kultowe. Miejsce, od którego tak naprawdę wszystko się zaczęło. LzM (razem z Katobarem) stworzyła ul. Mariacką taką, jaką jest teraz. Wystrój LzM nie odbiega od kanonu. Jednak w przypadku Lornety, fakt ten nie jest rażący. Po pierwsze, dlatego, że w Katowicach nie miała nigdy konkurencji (i automatycznie porównania), a po drugie, dlatego, że na ścianach i obrazach, są piękne, stare mapy Katowic. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego w 300-stu tysięcznym mieście, istnieje jedynie jeden lokal tego formatu. Tak było bodaj 2 lub nawet 3 lata. Jednak rok 2013 to 'gamechanger'. Na samej ul. Mariackiej, otwarły się 2 bistro formatu 4/8, a i na ul. 3-go Maja jest planowane kolejne. Czy będą/są kopiami Lornety? Nie mi decydować. Jednak jedno z nich, odbiega kompletnie od ustalonych norm wystroju. Przełamuje nawet zasadę 4/8. Mowa o Ambasadzie Śledzia.
Mariacka 25. Do niedawna, pusty lokal po Nudlach w Pudle. Ostatnia kamienica po prawej, przed ul. Francuską, patrząc od strony ul. Mielęckiego. Od niedawna znajduje się tu Ambasada Śledzia. Nazwa sugerowałaby, wpisanie się we wzorzec PRL, gdyż aktualnie poprzez tego typu lokale, 'śledzik' kojarzy mi się jedynie z wódką. Jednak po przekroczeniu progu, widać na pierwszy rzut oka, że jest kompletnie inaczej, co mnie osobiście bardzo ucieszyło. W wejściu, wita nas ze ściany naprzeciw, sporych rozmiarów śledź, zrobiony z butelek wmurowanych w ścianę, podświetlanych w nocy. Kolejny śledź (w przekroju), zerka na nas z boku, z ogromnego obrazu. Nie ma tutaj nic, co miałoby powiązanie z czasami PRL, czy latami 20. ubieglego wieku. Sami właściciele mówią, że za tymi pierwszymi nie tęsknią, a i nie chcieli, aby lokal był kojarzony z tymi drugimi. Wystrojem chcieli udowodnić, że lokal może wyglądać dobrze i niesztampowo, a jednocześnie z obowiązującą formułą 4/8. Lokal, moim zdaniem, ma świetny minimalistyczny, zimny, surowy i wręcz trochę industrialny wystór. Ciężka stal, ciegła, surowa ściana. Bardzo 'katowicko'. Ociepleniem są drewniane lady, stoliki, bar i podświetlane na czerwono logo lokalu, umieszczone w środku, na ścianie. Cały wystrój, bardzo ze sobą współgra. Sam lokal jest spory, około 40 miejsc siedzących, plus kolejne tyle samo na ogródku. Z zewnątrz wisi baner, prostopadle do ściany, a w planach jest również neon (3x tak dla tego pomysłu!). Ciekawostką są trociny rozsypane na podłodze. Pomysł zaczerpnięty z irlandzkich pubów. Służą wystrojowi, a i są bardzo funkcjonalne. W lokalu są również przewidywane eventy i koncerty.
Menu Ambasady jest spore. Właściciele chcą zadowolić każdą grupę klientów. I koleżanki, przychodzące w godzinach rannych na kawę, i ludzi wpadających na obiad po pracy, jak i oczywiście imprezowiczów, dla których noc nie ma tajemnic. Dlatego mamy tutaj spory wybór kaw (4/5/8zł), herbatę (4zł), szarlotkę i sernik (6zł), zapiekanki serowe z boczkiem i szpinakiem (400g -10zł), kwaśnicę z żeberkami(5zł), żurek (7zł), golonka zapiekana w piwie i miodzie (4zł - 100g), 2 białe kiełbasy (8zł). Jest i gwóźdź programu - śledź. A nawet śledzie, bo aż w 9 odmianach! Wszystkie kosztują 8zł i mamy tutaj następujące odmiany: w oleju, w śmietanie, rożowy (w sosie z tartych buraczkow i śmietany), żółty (z curry, miodem i rodzynkami), zielony (w cieście naleśnikowym ze szpinakiem), musztardowy, na ostro (z chili chipotle, karmelizowaną cebulą i świeżym imbirem), chlebowy (zapiekany w panierce z bułki tartej, z cebulą), oraz tatar ze śledzia (3 rodzaje musztardy, ogórek zielony i cebula). Dla mniej głodnych, bądź na zagrychę, Ambasada oferuje ogórki, moskaliki, chleb ze smalcem (wszystko 4zł), albo galaretę z nóżek (8zł). Ogromny nacisk jest kładziony na świeżość produktów. Wszystko jest robione na bieżąco, z naturalnych składników. Wybór alkoholi jest niemniejszy: Lany Żywiec 0,4 - 4zł, Butelkowy Heineken, Desperados (duża butelka), Warka Strong i Paulaner jasny i ciemny. Wszystko za 8zł. Smirnoff red, Żołądkowa gorzka i miętowa, smakowe Lubelskie i Soplice, Śliwowica, Piołunówka, Żóbrówka palona i na trawie. 40ml - 4zł. Za tą samą cenę, dostaniemy również białe lub czerwone wino, soki, wodę i napoje gazowane. 6zł kosztuje Smirnoff Black i Johnnie Walker Red, a za 12zł dostaniemy tą samą whisky w wersji Black. Jest w czym wybierać.
Katowicka Ambasada Śledzia jest najmłodszą siostrą, 2 lokali o tej samej nazwie, ulokowanych w Krakowie. Co prawda, tam istnieją już od kilku lat, jednak założyciel jest rodowitym katowiczaninem. W Grodzie Kraka, mają nikłą konkurencję i są uznawane, za jedne z najlepszych bistro tego typu. W Katowicach jest z kim walczyć. Sezon letni się dopiero zaczyna, więc prawdziwa walka przed nami. Lorneta ma w Stolicy Śląska ugruntowaną pozycję, jednak dopiero siedząc w ogródu Amby, zagryzając kapitalnego śledzia na ostro i pijąc piwo, poraz pierwszy zauważyłem (dodam, że jestem stałym 'użytkownikiem' ul. Mariackiej od samego początku), jaki Kościół Mariacki może być piękny, gdy nic nie zasłania widoku.
PS. Lokal jest już otwarty, jednak wielka inauguracją odbędzie się w tą sobotę, 27.04. Link do wydarzenia TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz